Spęd koni w Andaluzji w Hiszpanii

Spęd koni w Andaluzji

Edyta Aktualności, Sesje 3 Comments

Każda wyprawa do Hiszpanii jest  dla mnie jak sięganie do gwiazd, dlatego mimo iż w tym roku nie planowałam już drugiego wyjazdu, gdy nadarzyła się ku temu okazja, nie wahałam  się ani chwili. Pretekstem stało się mające ponad 500 letnią tradycję wydarzenie, ściągające  do maleńkiej miejscowości w Andaluzji tysiące turystów: spęd klaczy.  Wprawdzie w czerwcu temperatury oscylujące w okolicach  40 stopni nie należą tutaj do rzadkości, co normalnie raczej ostudziłoby mój zapał,  jednak tym razem pokusa okazała się zbyt silna.

Zaprzęg muły Andaluzja Hiszpania wioska zachód słońca

Gdy dotarłam na miejsce, odniosłam wrażenie, że jakimś cudownym zrządzeniem losu,  wehikułu czasu przeniósł mnie kilkaset lat wstecz, do wioski zagubionej na Dzikim Zachodzie, gdzie czas się zatrzymał się dawno temu. Podobieństwa z klimatem westernu „W samo południe” są uderzające. W rzeczy samej, w samo południe, z powodu trudnego do zniesienia upału, osada wydaje się wymarła. Szczelnie pozamykane drzwi, okna i okiennice, nigdzie żywego ducha. Szukając hotelu  wśród parterowych domków, o mało nie zakopałam się wypożyczonym autem na piaszczystych ulicach (innych tu nie uświadczysz, podobnie jak chodników, przejść dla pieszych i innych wymysłów cywilizacji), co tłumaczy dlaczego miejscowi korzystają raczej z takich środków transportu jak konie, muły, osły i zaprzęgi, a jeśli auta to terenowe. Zresztą nie ma chyba budynku przed którym nie byłoby koniowiązu, nierzadko z  tabliczką „Reservado a caballos” („Zarezerwowane dla koni”). Ponieważ przyjechałam dzień przed spędem miałam wystarczająco dużo czasu, żeby pospacerować po tym niezwykłym miejscu.

Świece wotywne w andaluzyjskim sanktuarium w Hiszpanii

Centralny punktem, wokół którego koncentruje się życie mieszkańców i turystów, jest piękna bazylika z 1969 r., powstała w miejsce poprzedniej, zniszczonej podczas lizbońskiego trzęsienia ziemi w 1755 r. Na rozciągających  się naprzeciwko nadmorskich mokradłach, niemal na wyciągnięcie ręki,  żerują stada różowych flamingów oraz innego ptactwa i pasą się konie.

Poza sanktuarium  nie ma tu wiele do zwiedzania, jednak obrazki jakie można ujrzeć  na ulicach są tyleż zaskakujące, co niewiarygodne w dzisiejszych czasach. Jeźdźcy „parkujący” przed barami by pokrzepić nadwątlone siły bez zsiadania z wierzchowca, konie prowadzone na luzaka z samochodu, terenowe jeepy przypominające początki motoryzacji, w końcu zaprzęgi ciągnięte przez muły, jak w czasach Gorączki Złota, wszystko to tworzy wyjątkowy i niepowtarzalny klimat.

pojenie konie jeźdźcy spęd Andaluzja Hiszpania

O świcie, w dniu spędu, jeźdźcy, zwani tutaj „yeguarizos” (od hiszpańskiego słowa „yegua” oznaczającego klacz), wypuszczają klacze i źrebaki z korali, usytuowanych na terenie parku narodowego i  pędzą wielkie stada w kierunku miejscowości, gdzie na placu przed kościołem konie zostają poświęcone, podczas celebrowanej specjalnie z tej okazji mszy. Widok stada liczącego setki koni, które wbiega na plac przed świątynią w tumanach kurzu, dosłownie zapiera dech w piersiach.

Stado koni podczas spędu w Andaluzji w Hiszpanii
Jeździec i stado koni podczas spędu w Andaluzji w Hiszpanii

Gdy msza dobiegnie końca zwierzęta  ruszają w dalszą drogę, trasą wiodącą między innymi przez malownicze lasy piniowe, gdzie słońce filtrujące się między drzewami przez wszechobecny pył, tworzy niezwykle malarskie, bajkowe wręcz obrazy.  Wczesnym popołudniem docierają do korali, gdzie będą odpoczywać aż do wieczora, przeczekując największy upał. Wtedy to  czeka je ostatni etap drogi, kończącej się w oddalonym o 15 kilometrów sąsiednim miasteczku. Tutaj, po przejściu jego ulicami, konie  ponownie zamykane są w koralach, gdzie spędzą noc. Następnego dnia, klaczom i źrebakom goli się grzywy i ogony, by później  wystawić na sprzedaż. Te które nie znajdą nabywców, kilka dni później wracają na nadmorskie pastwiska.

Stado koni podczas spędu w Andaluzji o zachodzie słońca

Tym co uderzyło mnie najbardziej jest autentyzm tego wydarzenia, nie mającego w sobie nic z lukrowanych obrazków turystycznej atrakcji. Przy okazji przepędu ulicami miałam okazję przyjrzeć się z bliska jeźdźcom i ich wierzchowcom.  Ogorzałe od słońca, zarośnięte  twarze, chusty i kapelusze chroniące przed upałem, przepocone i szare od kurzu koszule, dobitnie świadczą o wysiłku, jakim są długie godziny spędzone w siodle, w tumanach pyłu i lejącym się z nieba, bezlitosnym żarze. O tym, że tradycja przechodzi z pokolenia na pokolenie świadczył wcale nierzadki widok już 5-7-letnich chłopców samodzielnie podróżujących w siodle oraz mniejszych dzieci dzielących jednego wierzchowca z ojcem. Nie wiem czy pokonywały konno całą trasę, prawdę mówiąc nie sądzę, jednak nawet  jeśli był to tylko niewielki odcinek, udział w takim wydarzeniu świadczy o ich wielkiej odwadze i determinacji. Również konie, które przejdą tę wyczerpującą drogę muszą być nieprawdopodobnie silne i wytrzymałe.

Jeźdźcy i konie podczas spędu na ulicach andaluzyjskiego miasteczka

Spęd był głównym punktem programu tej wyprawy, jednak trudno mi był nie skorzystać z okazji by odwiedzić kilka hodowli w Andaluzji i Ekstremadurze, gdzie dotarłam po raz pierwszy. W czerwcu, w spalonej słońcem Sierra Morena, ojczyźnie Curro Jimeneza, po zieleni nie ma już ani śladu. Zboża zostały dawno zebrane, kwiaty przekwitły, w krajobrazie dominują wyschnięte trawy i wszechobecny kurz, zwierzęta szukają ochłody pod drzewami. Tylko palmy wydają się nie cierpieć z powodu gorąca.  Mimo iż Hiszpanie zawsze powtarzają, że najpiękniej jest tutaj wiosną, gdy wszystko jest zielone, dla mnie również ten pejzaż ma swój niepowtarzalny urok.

Jeździec na siwym andaluzie wspinającym się o wschodzie słońca

Podczas każdego pobytu w Hiszpanii mam wielkie szczęście spotykać na swojej drodze prawdziwych pasjonatów, którzy o koniach potrafią opowiadać bez końca, o każdej porze i w każdych okolicznościach. Sami powiedzcie, czyż może być coś piękniejszego niż po upalnym dniu wykąpać się nocą w basenie, przy okazji wysłuchując fascynującej opowieści hodowcy – weterynarza o dziedziczeniu maści? Takie doświadczenia są bezcenne i sprawiają, że za każdym razem wyjeżdżam z Półwyspu Iberyjskiego z niedosytem, by za jakiś czas powrócić z tym większą radością i ciekawością.


Podziel się tym projektem

Komentarzy 3

    1. Post
      Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *